Konflikty w pracy – geneza i porady
Autorem artykułu jest Tomasz Galicki
Dopóty grupa współpracowników zgodnie ze sobą koreluje, dopóty nie zastanawiamy się nad zróżnicowaniem naszych charakterów, życiowych celów i systemów wartości. Wszystko do czasu, aż pojawia się pierwszy konflikt.
Jedną z przyczyn powstawania sporów są wzajemne zależności. Uwikłanie w nie tworzy frustrację, a ta narasta z każdym nowym krokiem… Sytuacja z banku. Kalina pracuje jako konsultantka do spraw klienta. Żeby jej słowa miały potwierdzenie w rzeczywistości (dziewczyna szkoli osoby, które właśnie otworzyły sobie e-konta – tłumaczy, jak korzystać z całego pakietu usług i gdzie znaleźć potrzebne informacje, dotyczące zarządzania własnymi danymi), system operacyjny banku musi działać bez zarzutu. Gdy więc firmowy informatyk nie umożliwi przepływu danych, praca Kaliny ogranicza się do wygłoszenia kilku teoretycznych formułek i deklarowaniu przed klientami, że w inne dni strona banku działa bez zarzutu. Gorzej, gdy informatyk zapewnia Kalinę, że dziś może ona śmiało korzystać z systemu, po czym opuszcza placówkę, kończąc tym swą pracę, a dziewczyna znowu loguje się na nieaktywne konta. Stresów przybywa. Wzajemnych oskarżeń też. Co zrobić w takiej sytuacji zależności?
Ustalić reguły działań, obowiązujące nas oraz naszego współpracownika – informatyka. Jeśli rozmowa jest trudna do zrealizowania, śmiało poprośmy przełożonych o mediacje i o odgórne narzucenie przykazów. Jeśli konto zostało oddane do użytku klientów banku i ma – zdaniem autora programu – działać prawidłowo, to on odpowiada za wszystkie niepodpisane (z winy systemu!) umowy. I to on będzie się rozliczał z braku efektów sprzedaży ofert bankowych. Jeżeli natomiast Kalina spisze wszystkie swoje uwagi co do systemu i następnie przedłoży je informatykowi, otrzymując poprawiony program, a dopiero po tym czasie, przypomni sobie o jeszcze paru koniecznych korektach, wina za brak należytej komunikacji, będzie spoczywać po jej stronie. Bo to ona nie potrafiła zarysować problemu.
Konflikty wybuchają także wtedy, gdy szef zupełnie nie liczy się ze swoimi pracownikami. U Agnieszki w wydawnictwie prasowym, co miesiąc organizowane jest zebranie wszystkich dziennikarek. Kobiety znają się od lat, redakcję swą prowadzą w niewielkim miasteczku, a firmę zarejestrowaną mają pod adresem stołecznego wirtualnego biura. Podczas zebrań, ta sfeminizowana ekipa ma zdecydować, które zdjęcie, przygotowane przez graficzkę, trafi na okładkę pisma. I choć kobiety mają różne pomysły i głosując, zawsze wybiorą jakiś – ich zdaniem – najlepszy projekt, szefowa i tak ma decydujący głos. Nie krytykuje okładki wskazanej przez swoje podwładne, ale też nie sili się na uargumentowanie własnego wyboru. Zdjęcie, które jej tylko się podoba, zazwyczaj wieńczy nowo powstałą gazetkę. – To po co w ogóle są te zebrania?! – pyta Agnieszka, która uważa, że wskazania jej i redakcyjnych koleżanek są bardziej nowoczesne, innowacyjne, ciekawsze. – Szefowa uwielbia kolor zielony i co chwilę dobiera fotografię właśnie w takim odcieniu. Przekonujemy, że czas zmienić okładkową szatę graficzną, że warto zaskakiwać naszych czytelników „świeżym wyglądem magazynu”, ale wiadomo: kto ma władzę, ten ma rację i na nic się zdaje demokracja w firmie.
Jak wybrnąć z takiego impastu? Cóż, szefowa wydaje się być osobą z mocnym charakterem. Jeśli w życiu kieruje się racjonalizmem i wierzy w tabelki, wykresy, wyliczenia, można – za jej zgodą – przeprowadzić ankietę wśród czytelników pisma. Wyjść z sonda przed redakcję i przypadkowym respondentom pokazywać kilka ostatnich okładek gazetki. Spisujmy lub nagrywajmy wypowiedzi subiektywnych odbiorców zdjęć. Pokażmy wyniki badania szefowej. Może zmieni ona zdanie, gdy usłyszy, jak brzmi vox populi i co ludzie sądzą o wiecznie zielonych, dość sztampowych fotografiach.
Wszystkim, żyjącym w konfliktach, życzymy szybkiego rozwiązania sporów i odwagi, by frustrację zwalczać - definitywnie!
---Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl